top of page

Codziennik Toskański, cz. 11: Florencja i dom Michała Anioła.

  • Zdjęcie autora: Dagmara Brodziak
    Dagmara Brodziak
  • 28 wrz 2022
  • 2 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 19 paź 2022

Kolejny weekend w raju. Ten weekend dla odmiany spędziliśmy zwiedzając Florencję i dzieląc piękne chwile z naszymi znajomymi z Londynu.


Wynajęliśmy najpiękniesze Airbnb w jakim byłam kiedykolwiek w życiu mieszczące się na przedmieściach Florencji w miejscowości Impurenta.

Podobno w murach tej willi lubił przebywać sam dziadek Michała Anioła. Villetta Gabriella - zapamiętajcie to miejsce. Idealny dla 4 osób, ogromy, przestrzenny i zaaranżowany z byłej sali balowej. Dodatkową niespodzianką były dźwięki cudownego fortepianu zza ściany każdego ranka. W tych murach zadziała się magia. Bardzo, z całego serca polecam to miejsce. Finezyjnie łączy ze sobą setki lat historii z wygodą i dotykiem nowoczesności. Właściciele są bardzo pomocni i dyskretni a do Florencji można się dostać autem w 20 minut. C U D O!

Jeszcze tego samego wieczoru, po przejęciu kluczy do naszego małego pałacu poszliśmy wspólnie na kolację do malutkiej, lokalnej poleconej przez właścicieli apartamentu knajpeczki - Cinque Di Vino


Zjadłam doskonałą Burratę z Truflami - była absolutnie kremowa, polana najwyższej jakości oliwą ze świeżą truflą na górze. Nic więcej nie było mi do szczęścia potrzebne. Miki zamówił makaron, który też był świeży, gorący i dobry. Wspaniałe wino również bez zarzutu także z czystym sercem mogę polecić to ukryte, lokalne miejsce. Burrata z Truflami to absolutna konieczność tutaj!

Sobotnia Florencja przywitała nas deszczem i wielkimi nerwami by auto zaparkować. Prawie zrezygnowaliśmy w ogóle z pomysłu by zwiedzać to miasto. Finalnie udało się zaparkować, ale przez deszcz musieliśmy przemieszczać się szybko i sprawnie. Postanowiłam przestać się przejmować zaplanowanym programem muzeów, knajp i działań. Po prostu puściłam to i pozwoliłam dać się zaskoczyć pięknej Florencji.


Dzięki temu właśnie trafiliśmy do eleganckiej, klasycznej kawiarni, gdzie wypiliśmy pyszną kawę z tradycyjnym ciasteczkiem cantucci, zobaczyliśmy rzeźbę Dawida i schroniliśmy się przed kolejną falą ulewy akurat w Palazzo Vecchio, który był wcześniej na mojej liście, ale trafiliśmy tam przypadkiem. Kolejna lekcja, że im bardziej odpuszczam tym więcej się udaje.

Gdy cali mokrzy od deszczu i zmęczeni dotarliśmy do naszego apartamentu ani myśleliśmy gdziekolwiek ruszać się na kolację i ugotowaliśmy przy włoskiej muzyce, włoski makaron - mój słynny pomodoro. W grubych murach willi było zimno, pioruny trzaskały za oknami więc złączyliśmy materace, kanapy i poduchy i niczym dzieciaki odpaliliśmy sobie w nocy film. Nigdy nie zapomnę tego seansu Wielkiego Gutsbiego. Już zawsze będzie kojarzył mi się z dziadkiem Michała Anioła i burzowym toskańskim wieczorem z Przyjaciółmi.




 
 
 

Comments


Post: Blog2_Post
  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn

©2022 by mikroswiaty. Stworzone przy pomocy Wix.com

bottom of page