top of page

To co piękne bywa darmowe, proste i nieplanowane.

  • Zdjęcie autora: Dagmara Brodziak
    Dagmara Brodziak
  • 22 sty 2024
  • 2 minut(y) czytania

Ostatnio życie pokazuje mi, że wszystko co piękne jest darmowe lub tanie, kompletnie nieplanowane, proste i z początku często niekomfortowe.


Jest to dla mnie nowość szczególnie, że planować uwielbiam. Lubię też jak jest wygodnie i komfortowo.


Aż tu nagle przyszła do mnie nowa perspektywa od świata. Podróże chyba właśnie mają to do siebie, że czasem przynoszą nowe perspektywy na rzeczy dotychczas wrośnięte w nas na stałe.


Niespodziewana trasa skuterem ponad 100 km do parku narodowego, bo autobus nie przyjechał, niespodziewana noc w dżungli nad rzeką, bo za późno zeszliśmy ze szlaku i już nie mogliśmy wrócić. Oczywiście mogliśmy zarezerwować inny, bardziej komfortowy nocleg. Prawie nawet to zrobiliśmy, ale w ostatniej chwili powiedzieliśmy sobie - “a może jesteśmy za wygodni? A może właśnie sprawdźmy się i weźmy ten namiot?”. "Ok, bierzemy."


Z początku oczywiście przyszedł strach - przed robalami, przed niewygodą, przed sikaniem w nocy. Dżungla w nocy jest bardzo głośna i wydaje się dużo straszniejsza niż za dnia. Odgłosy są inne, obce i czasem przerażające.


No dobra.

Warunek: tanio spełniony.

Warunek: niekomfortowo spełniony.

Warunek: nieplanowane spełniony.

Warunek: proste spełniony.

I tak oto powstała receptura jednej z najpiękniejszej nocy jaką od lat spędziłam w życiu.


O 20:30 już w całym campingu było ciemno, leżeliśmy w tym namiocie, gadaliśmy głupoty przeplatane wielkimi refleksjami życia. Wygłupialiśmy się i jedliśmy na kolację jedyne co nam zostało z prowiantu czyli kokosowe wafelki, które w tych warunkach smakowały jak najlepszy delikates z knajpy Michelin. Po prostu byliśmy. W końcu koncert nocnej dżungli ukołysał mnie do snu. Nawet nie wiem kiedy.


Poranek był jeszcze większą nagrodą. Nuta dżunglowej nocnej orkiestry złagodniała, by przegrywać delikatnej mgle majaczącej nad poranną rzeką, którą zobaczyłam gdy tylko rozchyliłam zasłonki namiotu. Czułam się wyspana i wypoczęta mimo tego, że w nocy budziłam się w dziwnych wykręconych pozycjach, bo było po prostu super twardo, a moje ciało próbowało się w tę twardość jakoś wtulić. Obudziłam się bardzo spokojna, taka zaopiekowana. Obserwowałam naszych tajskich sąsiadów campingowych, którzy też powoli budzili się do kolejnego dnia. I jedna jedyna myśl krążyła mi po głowie:

“To wystarczy. Nie trzeba nic więcej.”


Czekaliśmy aż otworzy się pierwszy barek parku narodowego, żeby kupić kawę. Nie była to kawa z ekspresu- raczej coś sypkiego. Ale była ciepła, była kawą i była przewspaniała. Jak wszystko co proste, niespodziewane i tanie.


Potem wróciliśmy do Bangkoku, a w moim łóżku z miękką pościelą i klimatyzacją spałam jeszcze lepiej, bo mogłam docenić to czego już dawno nie zauważałam.


Stąd moje postanowienie na 2024 rok by wystawiać się intencjonalnie na niewygody, na prostotę i sprawdzanie swoich utartych “lubień” i “nie lubień”. Słyszałam kiedyś że wielu miliarderów właśnie intencjonalnie serwuje sobie co jakiś czas ascezę- post przez tydzień, spanie na podłodze, klasztor właśnie po to, by po jej odbyciu po tysiąckroć docenić najbardziej podstawowe rzeczy i udogodnienia jakie mają w swoim życiu. Jest w tym jakaś magia. Jest w tym jakiś sens.




 
 
 

Comments


Post: Blog2_Post
  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn

©2022 by mikroswiaty. Stworzone przy pomocy Wix.com

bottom of page