Codziennik Toskański, cz. 3: Niespiesznie i Aglio e Olio.
- Dagmara Brodziak
- 9 wrz 2022
- 3 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 19 paź 2022
Zadziwia mnie jak wyraźnie i jak dużo tutaj śnię. Już drugi raz w ciągu tygodnia pojawił mi się jakiś dziwny port otoczony i lekko zatopiony w krystalicznie niebieskiej wodzie trochę jak Wenecja, ale w tym śnie nie wiem dlaczego jestem przekonana, że jest to Florencja.
To dlatego, że otacza mnie cisza, w ciągu dnia bardzo dużo twórczo rozmyślam, pakuję do głowy pomysły, wykłady i książki. Mój mózg następnie miesza to wszystko ze sobą i serwuje mi totalnie wyraźne i odjechane wersje rzeczywistości. Uwielbiam śnić i uwielbiam te sny zapamiętywać. Dzisiaj widocznie chciałam dłużej niż zwykle pobyć w sennym świecie, bo spałam do 9:30. Tutaj mogę. Tutaj nie mam wyrzutów sumienia. Ze wszystkim zdąże.
Moje Słowo Września to „niespiesznie”.
„Pamiętaj, Daguś - niespiesznie” powtarzam sobie po wstaniu kiedy czuje, że zakrada mi się do poranka gonitwa listy rzeczy do zrobienia. I udaje mi się ją okiełznać. A najwspanialsze w tym wszystkim jest to, że faktycznie robię tyle samo a nawet więcej niż jak jestem na full speedzie, full obrotach w Warszawie. Czy czas tutaj jakoś się dziwnie rozciąga lub zagina? Czy po prostu lekkość, która mi tutaj towarzyszy sprawia, że wszystko przychodzi łatwiej?
Mój dzisiejszy kreatywny proces polegał na odsłuchaniu naszej pierwszej burzy mózgów, którą odbyliśmy dwa dni temu i z radością stwierdzam, że dzięki niej mam już zupełnie dopracowany chronologicznie początek i motywację główną mojej bohaterki Sophie. Wciąż jednak jeszcze jak przez mgłę widzę co się wydarzy gdy spotka drugiego bohatera, ale małymi kroczkami, codziennymi do tego dojdę. Przynajmniej czuję taką nadzieję po raz pierwszy od miesięcy.
Bardzo podobało mi się kiedy późnym popołudniem zaczęło zbierać się na pierwszą tutaj burzę niosącą ulgę naturze i spoconym nam, Suchy przysiadł się do mnie z myślą, że nie ma co czekać. Że może mój scenariusz wcale nie musi mieć 120 stron. Może może mieć 10. Że może wystarczy sam koncept, wyjazd do Bangkoku, nasza trójka, kamera i lista scen do realizacji. Po to by zobaczyć, odnaleźć ducha tego filmu, przekonać się co działa i jak. Poczułam motyle w brzuchu na samą myśl. Bo dlaczego nie. Bo kto nam zabroni. Jesteśmy Twórcami i naszym zadaniem jest tworzyć, a nie czekać.
Co do mocno tu rozbudzonych we mnie rękodziełowych eksploracji - zrobiłam sama pierwszy raz w życiu pałeczkę do okadzania przestrzeni. Stworzyłam ją z ziół, które zebrałam na spacerze po winnicach i polach. Dla ozdoby dodałam płatki róży i żółty kwiatek polny. Odwiesiłam do wysuszenia - jestem bardzo ciekawa jaki będzie miało to moje piękne kadzidło aromat gdy je w końcu odpalę.

Koniec dnia przynisół spektakularną burzę z piorunami, chłodny wiatr i ulgę. A zachód słońca, którego byliśmy świadkami, gdy burza ustąpiła był niezapomniany. W sumie każdy tutejszy zachód słońca jest niezapomniany, każdego dnia inny, tak jakby niebo nie chciało pozwolić na ani jeden wieczór znudzenia jego repertuarem.

Dzisiejszy przepis dnia to Aglio Olio e Peperoncino..
Najwspanialszy w swojej prostocie makaron Bogów.
AGLIO OLIO E PEPPERONCINO
5-6 ząbków czosnku
peperoncino
wielki pęk pietruszki
makaron spaghetti
sół, pieprz
sok z cytryny
parmezan
Na głębokiej patelni podsmażam czosnki - 4 z nich obrane i posiekane, reszta w skórkach rozgnieciona nożem o deskę wraz z peperoncino. Zmniejszam ogień, by oliwa miała czas na przejęcie smaku czosnku i peperoncino, ale nie przypaliła za mocno składników. W tym czasie zagotowuje wodę, z solą i kapką oliwy. Wrzucam do niej makaron i gotuję 5-6 minut (tylko!), odlewając szklankę wody z gotowanego makaronu, odstawiam ją na bok. Wrzucam taki trochę niedogotowany makaron na patelnię z czosnkiem i oliwą (najlepiej partiami i mieszając), podlewam wszystko odłożoną wodą z makaronu i pozwalam na małym ogniu wszystkim składnikom połączyć się oraz dojść makaronowi do idealnej konsystencji. Na końcu wsypuję posiekany cały pęczek pietruszki i dosmaczam sokiem z cytryny, solą oraz świeżo mielonym pieprzem. Jeszcze gorące danie posypuję dużą ilością parmezanu i gotowe! Rewelacja!







Komentarze