Codziennik Toskański, cz. 2: Szukanie rutyny i konfitura z fig.
- Dagmara Brodziak
- 8 wrz 2022
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 19 paź 2022
Obudził mnie kogut. O 6:15. Nazwałam go Jurek. Wyjrzałam za okno i nasze Chianti wzgórza pokryte były poranną mgłą. Stanęłam w oknie i zrobiłam kilka wdechów napawając się zapachem świtu i rosy. Jurek piał na całe gardło.

Dzień kolejny rozpoczęliśmy porannym, wczesnoporannym joggingiem do miasteczka najbliższego. Poranki są tutaj przyjemnie chłodne i tak do 10:00 godziny jakakolwiek forma ruchu jest jeszcze możliwa. Potem nie ma już na to opcji. Z reguły wybieram krótką praktykę jogi naprzemiennie z joggingiem. Dodam, że tutejsze górzyste tereny dodają do spalanych kalorii plus sto procent. O 7:30 wybiegliśmy z naszej chatki pod górę i trochę w dól i znowu pod górę. Cztery kilometry później wbiegliśmy do małego, włoskiego, naszego najbliższego miasteczka Montespertoli.
W nagrodę za poranny wysiłek usiedliśmy z Mikim w naszej od dzisiaj ulubionej kawiarence na kremowe, idealnie lekkie cappuccino dostępne tylko w tym jednym punkcie na Ziemi. Zamówiliśmy jeszcze croissanta z kremem pistacjowym, który był tak obłędnie słodki że byłam w stanie zjeść tylko dwa gryzy. Ta słodycz przypomniała mi, że naprawdę tu jestem niczym uszczypnięcie sprawdzające czy nie śnimy.
Po powrocie zabrałam się do pracy. Dzisiaj wypełniłam kolejne zadanie z książki, która nadaje mi wspaniałą strukturę pracy nad historią i wzmaga niesamowicie moje połączenie z intuicją. Dzisiaj zrobiłam 120 stronicowe miejsce, do którego stopniowo zaproszę moją historię. Na stronie pierwszej czas miejsce i bohaterka akcji. Na 30 wydarzenie, które zmienia jego życie i nadaje zupełnie nowy cel i tak dalej strona 45, 60 i 90 no i ostatnia 120. No i strona tytułowa written by Dagmara Brodziak. Dobrze mi się na nią patrzy i dobrze patrzy mi się na te jeszcze białe ale ponumerowane strony. To jak taki dom, który teraz potrzebuje farby, mebli, wykładzin, drewna i domowników.

Zaczęłam też podążać za radą Mikiego by zanurzyć się w słuchanie podcastów na temat scenariuszy oraz analiz filmów, które uważam za referencyjne. Dobrze mi to robi.
Niesamowite dla mnie jest to jak to miejsce inspiruje mnie do rękodzieła. Wczoraj suszone pomidory w oliwie. Dzisiaj marmolada figowa z rozmarynem.
Zebrałam figi z naszego drzewa w ogrodzie, umyłam, pokroiłam na małe kawałki. Wrzuciłam do garnka z dwiema gałązkami rozmarynu i startą sórką z cytryny. Nie dodawałam cukru bo były słodkie bardzo same w sobie. Ok 30 minut je gotowałam nieraz dodając wody. Następnie wrzącą marmola∂ę wrzuciłam do wyparzonego słoika, przekręciłam go do góry nogami, by już na wieczór moja marmolada mogła idealnie dopełnić deskę serów o zachodzie słońca.

Wieczorem pojechaliśmy do miasteczka po warzywa i owoce. Idą u nas jak woda. Nie mogliśmy się powstrzymać przed zatrzymaniem się w lokalnym barze na włoskie Negroni czyli mieszankę w równych proporcjach Wermutu, Ginu i Campari w towarzystwie chrupaków oczywiśćie przeróżnych - orzeszków czy ziemniaczanych tortilli i oliwek. Po powrocie obejrzeliśmy spektakl zachodzącego słońca przy organicznych tapasach z moją marmoladą.

Comments