Jestem Blue. Mój aktorski proces.
- Dagmara Brodziak
- 28 cze 2022
- 3 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 5 lip 2022
„Jako aktor najlepsze co możesz dać reżyserowi
to poczucie bezpieczeństwa i pewności,
że podjął dobrą decyzję
wybierając ciebie do danej roli.„
Powyższą refleksją Miki Krzywicki podzilił się ze mną pewnego wieczoru przy kieliszku Pinot Noir, po kolejnym dniu zdjęciowym. Pomyślałam, że jest to kwintesencja udanej współpracy między reżyserem a aktorem, więc umieszczenie jej w nagłówku wpisu o aktorstwie było nieuniknione.
Zdjęcia do "Dnia, w którym znalazłem w śmieciach dziewczynę" w końcu się odbyły, kontrakty zostały podpisane, kostiumy uszyte, scenografia zbudowana i zdjęcia zrealizowane.
Przez ostatnie tygodnie planu filmowego przeżyłam taką kumulację wszystkich emocji i zdarzeń, że aż nie jestem w stanie ubrać tego w słowa.
Gdybym miała jednak opisać swoją relację z postacią Blue- czym była dla mnie i dla filmu to chyba wystarczyłoby proste słowo:"Jestem."
Jestem Uważnością,
Jestem Skupieniem,
Jestem Zaufaniem,
Jestem Ciekawością,
Jestem Wolnością,
Jestem Chwilą,
Jestem Blue.

Pierwszy raz w moim aktorskim życiu poczułam jak to jest po prostu być bohaterem, jak to jest być graną przeze mnie postacią - bez dodatków, bez udawania, a przede wszystkim bez strachu.
Rozgościłam się w Blue, znalazłam ją w moim ciele, w postawie, w paluszku wskazującym, w piąstce, w oczach.
Znalazłam ją też w wietrze, w słońcu, w kropelkach deszczu na szybie, w smaku ruskich pierogów, kwaśnych cukierków, kremowego tortu. Znalazłam ją w ogolonych włosach i zimnej skórze głowy. Znalazłam ją w odbiciu mojej twarzy w lustrze. Znalazłam ją w filmowym Szymonie.
Nic nie jest w stanie zastąpić tego co czuję kiedy jestem przed kamerą i słyszę „akcja” jako wezwanie, by wejść w daną sytuację, ożywić ją i powoli rozegrać.
Właśnie… Powoli - to słowo w tym procesie stało się dla mnie bardzo ważne jako coś zupełnie nowego w moim aktorskim leksykonie. Przy tym filmie naprawdę nauczyłam się rozgaszczać w chwili, nie przyspieszać reakcji, emocji i odczuć. Często wydawało mi się że coś robię bardzo wolno, a w monitorach okazywało się, że cała scena jest bardzo szybko przeleciana.
W slow-actingu znalazłam totalną wolność i wygodę bycia przed kamerą. Zrozumiałam czym jest subtelne i delikatne granie. Zrozumiałam, że najpiękniejsze chwile i emocje zadziewają się we mnie na ujęciu, podczas jego trwania.
Kiedy jestem totalnie zrelaksowana i skupiona.
Kiedy nie próbuję wycisnąć łez lub innych emocji -tylko dlatego, że tak jest napisane w scenariuszu.
Kiedy totalnie, na 100% akceptuję to co w danej chwili przed ujęciem czuję bądź czego poczuć nie potrafię.
I dokładnie z tym - ni mniej ni więcej wchodzę w ujęcie.
Dla mnie jest to absolutnie nowy wymiar mojego zawodu, odkrycie i przeniesienie się na co najmniej 10 poziomów wyżej w technice i moim własnym rozumieniu czym jest wspaniałe aktorstwo i- co najważniejsze - jakie potrafi dać piękne odczucia człowiekowi podczas jego praktykowania.
Wspaniale jest czuć na plnie pełne skupienie, relaks, pewność proponowanych rozwiązań i absolutne zaufanie do siebie.
MOJE AKTORSKIE ODKRYCIA W PUNKTACH:
Potęga skupienia
Potęga słowa „wolniej”
Potęga akceptacji tego, że nie muszę czuć więcej niż czuję.
Nie muszę wyciskać łez.
Oddechy Wim Hofa. Przerwa między oddechami - cisza, tu i teraz.
Potęga relaksu.
Potęga braku makijażu i totalnego zdarcia osobowości do zera by od nowa wpuścić w siebie postać.
Potęga ciała jako punktu wyjściowego.
Potęga oddechu.
Potęga zero walk. Kryształowe oko. Taniec Butoh.
Na koniec przytoczę jedno z moich ulubionych wspomnień planowych.
Graliśmy scenę tańca sylwestrowego. Tańca Katharsis, tańca z serii "jakby jutra miało nie być".
Na początku energia nie chciała płynąć. Tam gdzie graliśmy nie było internetu i nie mogliśmy nawet zapuścić muzyki, która była zaplanowana na te sceny. Trochę nie wiedzieliśmy jak się za to zabrać, jak pobudzić przepływ i prawdę w spontanicznym ruchu. W pewnej chwili Miki przypomniał mi o Butoh i poprosił bym wplotła w tą scenę elementy tego właśnie tańca.
Na początku czułam się dziwnie ogołocona przed Ekipą robiąc te wszystkie dziwne rzeczy z moim ciałem. Niesamowite jest to jak człowiek nieustannie zmaga się ze strachem przed oceną innych nawet będąc aktorem. Postanowiłam nie słuchać tego głosu wewnętrznego cenzora i nie musiałam długo czekać aż moja energia w swojej najszczerszej, krystalicznej postaci dosłownie wytrysnęła z mojego serca i ciała na wszystkich ujęciach i przepłynęła między wszystkimi uczestnikami tej zbiorowej sceny by na końcu wstrzyknąć się wprost w obiektyw i zaistnieć na ekranie.
To uczucie było absolutnie nieziemskie!
Gdy wieczorem w hotelu po ostatnim dniu zdjęciowym zasiedliśmy do przejrzenia nagranego materiału z tej sylwestrowej sceny nie mogliśmy po prostu uwierzyć w magię, która tam się zadziała.
Okrzyki zachwytów i orgazmów artystycznych płynęły zapewne przez cały Kwidzyn prosto z okna pokoju hotelowego numer cztery, w którym ekipa totalnie wspaniałych, zajranych, dumnych z siebie ludzi odpaliła półgodzinny materiał w slowmotion z jednej ze scen filmu, który dane jest im teraz robić i który przez tą krótką chwilę jest dla nich całkowitą pełnią i esencją życia.
W tych właśnie chwilach, na tym planie, w tym procesie czuję, że kwitnę. Czuję, że jestem najlepszą wersją siebie. To wielki dar bywać w takich stanach.

Σχόλια