Mikroświat. Mikrodosing. Rola na grzybkach?
- Dagmara Brodziak
- 21 cze 2022
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 5 lip 2022
Wiele słyszałam i wiele rozmów przeprowadziłam na temat psychodelików i medycyny naturalnej, które nie dosyć, że robią remont generalny człowieczego wnętrza to ponoć rewelacyjnie wpływają na uważność, kreatywność i rozszerzone postrzeganie świata. Od dawna przymierzałam się by wypróbować pracę z tymi substancjami i zbadać w jaki sposób mogłyby przyczynić się do rozszerzenia mojej samoświadomości jako Człowieka, jako Kobiety i jako Twórcy.
Gdzieś podczas preprodukcji udało nam się wygospodarować absolutnie wolne dwa dni i w ramach przygotowań do ról zdecydowaliśmy się w końcu odprawić rytuał grzybkowy.
Sobota. Piękny wczesnojesienny, słoneczny dzień. Posprzątaliśmy dom, wyłączyliśmy telefony, zapowiedzieliśmy, że do niedzieli nas nie ma. Złożyliśmy z pomocą Przyjaciół playlistę, która miała nam towarzyszyć w tej podróży. Oczyściłam nasze mieszkanie ze starych energii za pomocą białej szałwii i palo santo. Miki przygotował grzybki, które przyjęliśmy żując baaaaardzo długo i popijając zieloną herbatą. Teraz tylko muza, Vangalis i przyspieszający czas. Wybraliśmy się niedaleko na spacer na pobliską żoliborską polanę.
Położyliśmy się w ciszy na trawie.
Cała okolica była inna, bardziej wyraźna, kolorowa, dobra.
Zobaczyłam potrójną, delikatną tęczę na niebie, zaczęłam widzieć energię spacerujących ludzi i króliczą norę. Poleciałam głęboko w swoje serce i swoją duszę. Usłyszałam dawno nie słyszany głos. Mój głos.
Potem kupiliśmy piwko i mrożoną pizzę (co to była za misja!) w Delikatesach Centrum i zakotwiczyliśmy w naszej bazie, z naszą muzyką.

Rozmawialiśmy, milczeliśmy, dochodziliśmy do wniosków. Wróciliśmy do korzeni tego filmu, ale też tego dlaczego w ogóle to wszystko robimy. Wróciliśmy do istoty naszego istnienia, życia i twórczości.
Poczułam swoje naturalne piękno, poczułam jak to jest być zwykłym i pięknym jednocześnie. Poczułam prostotę istnienia. Zaczęłam czytać fragmenty pierwszego treatmentu jeszcze wtedy pod roboczym tytułem „Blue i Mr.Pi” na głos. Doszłam do wniosku,z perspektywy czasu, że to co wtedy stworzyłam było czyste i boskie. Może naiwne w stylu, ale totalnie moje. Trochę baśniowe.
I zalała nas wielka fala twórczości. Zaczęliśmy kopać w tym tekście, w intencjach i w ogóle w początkowym założeniu tej całej historii. Notowaliśmy jak szaleni, improwizowaliśmy sceny, zmienialiśmy dialogi w istniejącym scenariuszu.

Uświadomiłam sobie również jeszcze jedną ważną rzecz, że zbyt bezpiecznie i zbyt zwyczajnie i asekuracyjnie ostatnio żyję. Za mało się challenguje, za mało zmieniam, za mało próbuję nowych rzeczy.
Oczywiście z perspektywy kogoś z boku może się wydawać, że to bzdura. Przecież żyjemy dokładnie tak jak chcemy, podróżujemy jesteśmy niestali i bardzo daleko nam do zwykłości. Tak to prawda. Ale na moje własne standardy i na to czego faktycznie szukam w życiu i jak na to co mnie stymuluje - to ostatnio wyzywam samą siebie na pojedynek, zapraszam samą siebie do nowych przygód zdecydowanie za rzadko.

Podczas tego tripu po raz pierwszy od dawna poczułam się znowu prawdziwą Artystką. Z pełnym zaufaniem do siebie. Zobaczyłam też swoje naturalne piękno. Bez make-up, ciuchów, stylówy.
Po raz pierwszy od dawna poczułam, że wystarczam.
Comentarios