top of page

Codziennik Toskański, cz. 1: Początek.

  • Zdjęcie autora: Dagmara Brodziak
    Dagmara Brodziak
  • 6 wrz 2022
  • 2 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 19 paź 2022

Miejsce na jesień.

Gdzieś na wzgórzach Chianti.

Miejsce z figowym drzewem.

Miejsce z książkami, z przepiśnikami i z werandą idealną do pisania. Miejsce z Przyjaciółmi, z piejącym kogutem o 6 rano i zapachem kawy. Widoki, Smaki, Rozmowy i Słowa.

Według wcześniej ustalonego planu zasiedliśmy we 3 na werandzie o 8:00 rano ze świeżo zaparzoną kawą, by rozmawiać o planie wydarzeń i drabince do mojego scenariusza „Dlaczego Bóg zabronił cofać czas”. Po to tutaj jesteśmy, by dzielić się i wymieniać naszą kreatywną energią, wiedzą i pomysłami. By w spokoju, bez rozpraszaczy pracować nad kolejnymi projektami. Powiem tylko tyle, że po raz kolejny po tego typu burzy mózgowej doszłam do ściany i do wersji, że nie mam pojęcia jak napisać ten film.

Dużo szuflad też mi się pootwierało, ale proces łatwy nie jest. Uparłam się na ten Bangkok jako miejsce akcji filmu. Tak czuję i po prostu wiem, że tylko tam ten film ma rację bytu, że tylko tam ma powstawać. A więc mimo, że to wiele fabularnie utrudnia miejsca akcji zmieniać nie mam zamiaru.


Chyba każdy scenarzysta zna uczucie zblokowania, dojścia do ściany czy kręcenia się w kółko. U mnie ten proces, a właściwie jego brak trwa już od prawie pół roku, co skutkuje tym, że unikam pisania jak ognia. Garaż, kuchnię i wszystkie szafy prędzej bym wysprzątała niż usiadła do scenariusza.


Na szczęście jecnak jestem na toskańskiej wsi, z nikłym dostępem do internetu, bez garażu, z czystą kuchnią i bez żywej duszy w promieniu 5km. I to mi bardzo służy. Po raz pierwszy od miesięcy, mimo trudu i braku rozwiązań spędziłam długie godziny na pisaniu i rozmyślaniu o historii.


W przerwach spaceruję w palącym słońcu po niebotycznych wzniosach i skosach wzgórz Chianti z podcastami lub muzyką w uszach. Lub po prostu otoczona ciszą wrześniowych winnic. W przerwach gotuję, przyrządzam przetwory lub inne cuda ze świeżo zebranych źół, fig, winogron…


W przerwie właśnie zrobiłam godną polecenia, niewiarygodnie prostą przekąskę.


SUSZONE POMIDORY W ZIOŁACH


Dwie garści suszonych pomidorów zalałam dobrą oliwą z dwoma ząbkami czosnku, 2 gałązkami zebranego na spacerze rozmarynu i liściem szałwii. Zamknęłam pokrywę i zostawiłam by się wszystko w lodówce wzajemnie aromatyzowało, et voila - przecudowne, suszone w toskańskim słońcu pomidory w oliwnej, ziołowej zalewie gotowe do spożycia w sałatkach, na kanapkach, jako tapasy, do wina lub na mały głodek prosto z lodówki.

Wieczorem, po pracy wybraliśmy się wszyscy na pierwszą wspólną kolację w restauracji o wdzięcznej nazwie "C'era una volta" czyli "Pewnego razu". Jedzenie było bardzo proste i w swej prostocie wspaniałe. Polecam zamówić Aglio e Olio lub Pomodoro - mimo, że nie ma ich w karcie. I ten widok...

Marzyliśmy o kolacji z widokiem. I widok dostaliśmy. I to jaki...Chyba nigdy wcześniej do tej pory nie widziałam tak pięknego, ognistego, złotego zachodu słońca -a widziałam wiele, bo jestem ich wielką fanką. Poczułam się jakby wstępowała w bramy samego Wszechświata, jakbym odwiedziła na chwilę Centrum Dowodzenia samej Matki Natury. Do tego kieliszek Chanti, miska grillowanego szpinaku z czosnkiem oliwą chilli i prosty makaron z szałwią i szafranem i mogę z czystym sercem przepełnionym wdzięcznością stwierdzić, że spędziłam wieczór w raju. A potem poszłam spać.


Komentarze


Post: Blog2_Post
  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn

©2022 by mikroswiaty. Stworzone przy pomocy Wix.com

bottom of page